Świadectwa - Witold z Hamburga

Gosia i Daniel


Szum z Nieba

NR3 (111)/   czerwiec/lipiec 2012

Wywiad Joanna Staudynger z Malgorzata i Danielem

 


MILIARDERZY


Ona mieszkała we Frankfurcie, on w Stanach. Ona studiowała, on chciał prowadzić firmę. Spotkali się na wakacjach w Polsce,  zakochali, wzięli ślub. Zamieszkali w Luksemburgu. Opowiadają o tym, jak to jest żyć, codziennie wsłuchując się w Boga.   

Czy zawsze byliście tak otwarci na Ducha Świętego?

Gosia: Przygoda z Duchem Świętym zaczęła się dla mnie po ślubie w 2001 roku, kiedy do Frankfurtu przyjechał o. Józef Kozłowski z zespołem. Podczas Seminarium Odnowy w Duchu Świętym, wyznałam, że Jezus jest Panem mojego życia. Poczułam ogromną lekkość, jakbym zrzucała z siebie kamienie. Minęła depresja. Zaczęłam odczuwać, czym  jest prawdziwe szczęście i życie w pełni. Jednak nie chciałam przeżywać tego sama. Prosiłam Boga, by podobne doświadczenie dał Danielowi albo nawet zabrał trochę mnie, a dał jemu.

Daniel: Miałem wrażenie, że z domu wyszła moja żona, a wróciła zakonnica. Cały czas opowiadała o Jezusie: Jezus jest moim Panem, Jezus żyje… Myślałem, że oszalała. Byłem przerażony – taka mądra, wykształcona kobieta…

 

Nawiedzona?

D: Dewotka, tak to wtedy odbierałem. Ciągłe opowiadanie o Bogu irytowało mnie, natomiast postępowanie Gosi dawało wiele do myślenia. Gdy bywałem dla niej niemiły, ona potrafiła powiedzieć: „Kocham cię”. Reagowała dobrem na zło. Bardzo mnie wzruszała. Mądra żona, podobnie jak Maryja, słucha Ducha Świętego, by „robić wszystko, cokolwiek jej każe”. Takie postępowanie może przemienić każdego mężczyznę. Jestem pewny, że ostatecznie przynosi efekty. Jednak mężczyzna to łowca, sam musi odkryć Jezusa.

 

Jak to się stało, że zacząłeś rozumieć, o czym mówi Gosia?

D: W pewnym momencie w moim życiu wszystko się popsuło. Straciłem pracę, miałem wypadek na motocyklu…Czułem, że nie sprawdzam się jako głowa rodziny. Gosia studiowała, więc były nam potrzebne pieniądze. To była chwila prawdy. Zastanawiałem się, kim jestem, dlaczego tak zawodzę. Przecież zawsze tak dobrze sobie radziłem… Jechałem samochodem, zatrzymała mnie policja. Okazało się, że nie zmieniłem polskiego prawa jazdy na niemieckie, za co mnie i Gosie ukarano grzywną oraz zabrano mi prawo jazdy… Chciałem kupić samochód, ale nawet nie mogłem po niego pojechać bez prawa jazdy. Poprosiłem Gosię, by zawiozła mnie do miasta oddalonego od Frankfurtu 200 km.

G: Zgodziłam się, postawiłam jednak warunek – w czasie drogi będę słuchała płyt z rekolekcji. Wcale nie miałam zamiaru podstępnie ewangelizować męża. Po prostu, chciałam wykorzystać chwilę, by posłuchać tego, co mnie tak bardzo interesowało, a na co nie miałam zwykle czasu.

D: Kiedy zobaczyłem, że Gosia idzie do samochodu z torbą pełną płyt, byłem załamany. Nim przekręciła kluczyk w stacyjce, już usłyszałem: Jezus to, Jezus tamto. Chwała Panu, Mocni w jakimś tam Duchu, charyzmaty, języki… Gdy zbliżaliśmy się do autostrady, odetchnąłem z ulgą: „Zaraz będziemy na miejscu, za chwilę się to skończy”.

 

Podejrzewam, co się stało…

D: Czteropasmowa autostrada zakorkowana. Miałem dość tego gadania. Nic nie rozumiałem. A godziny leciały, płyta za płytą. Męczyłem się, widząc swoją pustkę. W pewnej chwili Gosia jednak zadała pytanie, które trafiało w moje serce: „ Daniel czy nie masz dość?”. Zasugerowała, żebym przestał walczyć, rozluźnił się i spokojnie słuchał. Powiedziałem w myślach: „Jezu, jeśli jesteś, przyjdź do mnie”.

 

I przyszedł?

D: Była już noc, padał deszcz, a ja zobaczyłem otwarte niebo, wielką jasność i ludzi modlących się do Niego. Każdy opuszek palca skierowany był w stronę tego Światła. Poczułem, że to jest mój dom, a na ziemi jestem tylko chwilowym pielgrzymem. W całkowitym szczęści, płacząc z radości, zacząłem otrzymywać charyzmaty, o których mówiono podczas tych konferencji. Modliłem się językami. Dziwiłem się, że otrzymuję to wszystko. Przecież nie jestem z Odnowy. Z pewnością był to najważniejszy moment życia w Duchu Świętym.

 

 

Jak wygląda wasza wspólna modlitwa?

G: Nasza modlitwa bardzo się rozwinęła, gdy zaczęliśmy odmawiać różaniec. Ta modlitwa kontemplacyjna jest jakby pasem startowym do uniesienia w uwielbienie, po którym wsłuchujemy się w głos Ducha Świętego. Zapisujemy to, co do nas mówi. Na początku było to jedno słowo, potem kilka, a obecnie nawet półtorej strony. Mamy kilka zapisanych zeszytów, są tam proroctwa, które spełniają się na naszych oczach.

 

Co to znaczy „słuchać Ducha Świętego”? Skąd wiecie, że to On do was mówi?

G: Tego sama musiałam się uczyć. Najlepszą szkołą były dla mnie rekolekcje ignacjańskie. Dopiero podczas III i IV Tygodnia uwierzyłam, że Bóg może mówić do mnie. W życiu codziennym natomiast starałam sie słuchać rad Ducha Świętego w bardzo małych sprawach. Zadawałam Mu pytanie, nasłuchiwałam, co podpowiada mi serce, i tak postępowałam. Po owocach widziałam, że to pochodziło od Niego. Teraz, gdy mamy podjąć jakąś ważniejszą decyzję, jak choćby zmiana pracy czy kupno samochodu, radzimy się Ducha Świętego, prosimy, by potwierdził lub zanegował nasz wybór. I On to robi. Zna nas doskonale, więc Jego podpowiedzi są zawsze trafione. Duch Święty chce nam pomagać i dbać o nas.

 

 

Czy odnaleźliście swoje miejsce we wspólnocie modlitewnej?

D: Byliśmy członkami dwóch wspólnot, ale po kilku latach rozeznaliśmy, że jesteśmy potrzebni przy Polskiej Misji Katolickiej, której od początku jesteśmy liderami. Nasza wspólnota nie jest liczna. Czasami modlą się z nami dwie osoby, kiedy indziej siedemnaście. Pytałem Ducha Świętego, dlaczego tak jest. Przecież tak wiele osób potrzebuje modlitwy. Usłyszałem odpowiedź: „Zajmij się jedną osobą, a dam ci tłumy”. Zastanawiałem się, kim ona jest. Czy to Andrzej? Zbyszek? Pojechałem na rekolekcje ignacjańskie, przeżyłem je wspaniale, ale wciąż pytałem: „Kim jest ta jedna osoba, Panie Jezu”. Wtedy On wskazał na siebie, mówiąc: ,Mną sie zajmij, mój synu, to Ja jestem”. Patrzył na mnie z politowaniem, ale i wielką miłością. Było mi ogromnie wstyd. Zrozumiałem, że chciałem realizować własne pragnienia, swoje wizje. A Pan Jezus pokazał, że to On ma być najważniejszy. Pojęliśmy również, że mamy troszczyć się właśnie o tę wspólnotę, każdym członkiem z osobna, bo w nich jest Jezus.

 

Co was przyciąga do tej wspólnoty:

G: Przede wszystkim to, że zbudował ją sam Pan. Zanim powstała, dostaliśmy słowa prorocze, które się wypełniały. Omadlamy teraz kierunek każdego spotkania i to sprawia, że czujemy działanie i obecność Boga. Małe słowo, które na Jego polecenie potrafi góry przenosić. Na spotkaniach dzielimy się świadectwem tego, że „Jezus żyje” – tak też nazywa się nasza wspólnota. To świadectwo niesiemy tam, gdzie żyjemy. Chcemy być świadkami Ewangelii, tego, że to, co jest tam napisanie, dalej trwa. Jezus żyje pośród nas i z nami. To daje nadzieje!

 

Jakie macie marzenia?

D: Jest ich dużo, ważne jednak, aby były zgodne z wolą Bożą. Jeśli takie są, prowadzą do pełni szczęścia. Wtedy można powiedzieć: Wow! Jakie to jest piękne! Bardzo lubię  mango, lecz nim je kupię, wącham, by ocenić, czy będzie smaczne. Potem, nim je przekroję, wiem, że będzie dobre. Podobnie jest z Bożymi marzeniami – pachną, nawet nim się zrealizują.

G: To raczej pragnienia, które Bóg wkłada w nasze serca. Marzenia ludzkie pozostają w sferze emocji, zapominamy o nich szybko. Natomiast pragnienia Boże trwają, dojrzewają, są potwierdzane znakami. Na wiele z nich czekamy, aby dojrzały i się wypełniły.

D: Chcielibyśmy, aby było tysiąc razy więcej wspólnot. Tutaj, na Zachodzie, wszędzie tam, gdzie działa Polska Misja Katolicka, potrzebna jest Grupa Odnowy w Duchu Świętym, świadcząca swoim życiem, że Jezus żyje. Pragnęlibyśmy nie zmarnować tych darów, które otrzymaliśmy od Ducha Świętego. Czujemy się miliarderami duchowymi, którzy rozdają nie ze swojego lecz z Bożego skarbca, a jednocześnie otrzymują.

 

Rozmawiała: Joanna Sztaudynger

Gosia i Daniel chętnie podróżują. Nie mają wówczas sprecyzowanego planu, ich przewodnikiem jest Duch Święty. Zawsze prowadzi ich do miejsc, gdzie znajdzie się ktoś, kto potrzebuje ich świadectwa, czasem nawet słów proroctwa albo po prostu pocieszenia. Troszczy się o miejsce na nocleg i na nigdy nie pozwala się nudzić. Mieszkają w Luksemburgu. Gosia jest menedżerem w międzynarodowej firmie. Daniel prowadzi własną działalność, jest również koordynatorem polskojęzycznych wspólnot Odnowy w Niemczech i Beneluksie.