Świadectwa - Jedno wiem. Byłem niewidomy, a teraz widzę
„Jedno wiem. Byłem niewidomy, a teraz widzę”
Czasami jest tak, że potrzeba podzielenia się świadectwem z jakiegoś wydarzenia i z boskiej interwencji Pana Boga w życiu bywa silniejsza od lenistwa. Tak było tym razem, więc przesyłam Tobie te kilkanaście słów, dzieląc się tym, ile ten weekend spędzony na Woodstocku dla mnie znaczył…weekend po ludzku to niewiele, ale na szczęście Pan Bóg po ludzku nie myśli…
„Jedno wiem. Byłem niewidomy, a teraz widzę”
Ewangelia św. Jana 9, 25
Przecież Ty już wyrosłeś z Przystanku Jezus, byłeś tam kilka razy i teraz czas oddać pole innym. Trzeba wiedzieć, kiedy zejść z barykady – takie słowa dudniły w mojej głowie, kiedy pakowałem się na kolejny weekend, który miałem spędzić na polu Woodstocku, aby ewangelizować. Nie było mnie tam sześć lat, a wydawało mi się to wiecznością. Wewnętrzne pragnienie serce podpowiadało, że jako sługa nieużyteczny mam iść i głosić i zaświadczyć o Chrystusie w tym miejscu, w którym najbardziej go potrzeba. A tutaj pojawiało się tyle przeszkód. Znowu te namioty, warunki polowe, robactwo, chłód – zacząłem wymieniać sobie z niezadowoleniem pod nosem wszelkie przeszkody, aż nagle przyszło opamiętanie. To nie wycieczka, a posługa. To nie wakacje, a praca. Masz nieść Dobrą Nowinę, a nie emanować żalem i z wyrazem twarzy cierpiętnika i męczennika pokazać wszystkim dookoła, jak Ci ciężko i jaką to ofiarę musisz w imię ewangelizacji ponieść. Przyszło opamiętanie i przekonanie w sercu, że nie ma lepszego planu dla mnie na ten weekend niż posługa na polu woodstockowym.
Jadąc w pociągu, doświadczyłem wspólnie z osobami ze wspólnoty klimatu woodstockowego. Głośna muzyka, śpiewy na pół przedziału, kursujące przez pociąg używki i znowu konfrontacja z własnym ograniczeniami…bo niewygodnie, bo ciasno. Pan Bóg doskonale pokazał mi priorytet, pokazał mi własne przywiązania do wygody i postawił mnie przed faktem dokonanym, aby z tego zrezygnować. Lekcja pierwsza została odpracowana.
Z Woodstockiem jest tak, że człowiek jedzie głosić Dobrą Nowinę i dawać, a z pola wraca sam najbardziej obdarowany. Nie inaczej było tym razem. Kiedy sięgnąłem myślą do mojego pierwszego PJ-a w 2003 roku przypomniało mi się, z jakim ambitnym postanowieniem przyjechałem, że oto świeżo nawrócony po kursie Filip zewangelizuję pół pola woodstockowego. Miałem po kolei ewangelizować wszystkich napotkanych, ale Pan Bóg wyleczył mnie z tego przekonania i fałszywego misjonarstwa w przeciągu dwóch godzin, dając mi jasno do zrozumienia, że „to nie ja i nie siebie będę głosił na tym Woodstocku”. W tym roku doświadczyłem ogromnej łaski spokoju, przekonania, że nie muszę wcale „zaliczyć” trzydziestu ewangelizacji i pochwalić się swoim statusem wielkiego ewangelizatora. Doświadczyłem obecności Ducha Świętego, który nieustannie podpowiadał mi…ewangelizacja to nie korporacja, to nie zaszczyty, to nie wynik. Nie musisz się tutaj spalać, nie chodzi o wynik. Zwolnij…i dotarło do mnie, że choćby jedno niewypowiedziane swoją mocą słowo miało za dwadzieścia lat okazać się ziarnem, która da impuls do zmiany życia dla jednej osoby…warto było. A Pan Bóg działał niesamowicie i stawiał na mojej drodze osoby, które okazywały się niezwykłą inspiracją i cennym lustrem dla własnej duszy. Miałem dawać, a okazało się, że i z pewnych rzeczy mogłem się dzięki woodstockowiczom nawrócić. Pan Bóg skonfrontował mnie z pytaniem: po co tutaj jesteś i po co to robisz? Czy bycie na PJ-cie jest dla Ciebie pracą, posługą, a może masz jakieś nieuporządkowane oczekiwania? Jakąś próżność i chęć bycia podziwianym za ogromne zasługi na polu? To była dla mnie duża lekcja pokory i samoweryfikacji.
Pamiętam rozmowę z Grzegorzem…niezwykle inspirującym uczestnikiem festiwalu poszukującym swojej drogi. Rozmawialiśmy prawie dwie godziny, dzieląc się swoim świadectwem, drogą życia, a w momentach, kiedy brakowało słów modliliśmy się za niego wspólnie. W trakcie tej posługi doceniłem, jak ogromną pomocą i błogosławieństwem jest wspólnota i bracia/siostry postawieni nam na drodze, aby wspólnie ewangelizować. Sobota była takim dniem, w którym wspólne posługiwanie z jedną z sióstr wydawało niesamowity owoc. Doświadczyłem ogromnych łask w tej posłudze i przekonania, że budując na jednym fundamencie wiary, mówi się zawsze tym samym językiem. I nieważne, czy ewangelizuje się po niemiecku, polsku, czy w innym języku. A w tym roku na mojej drodze stanęli nawet woodstokowicze rodem z Madrytu. I ich nie „oszczędziliśmy” z Dobrą Nowiną…Na tej posłudze byliśmy jednością, zarówno w momentach, ktore po ludzku wydawały nam się najlepszą posługą, ale i w momentach, kiedy konfrontowani z historią życia człowieka, mogliśmy tylko pomilczeć kuląc się z bezradności. Już teraz mogę podziękować Panu Bogu za te osoby, z którymi przyszło mi posługiwać. Też przeżywałem wielokrotnie dzięki im słowom, świadectwom momenty nawrócenia i byłem w tamtym momencie najbardziej obdarowaną osobą na tym festiwalu.
PJ to miejsce, w którym człowiek konfrontuje się sam ze sobą. Hasło, które w tym roku nosiliśmy na PJ-owych koszulkach brzmiało: Jestem chrześcijaninem, zapytaj mnie, dlaczego? I sam sobie najpierw zadałem to pytanie, nim doszło do konfrontacji z ciekawymi odpowiedzi woodstockowiczami. DLACZEGO? Prostota odpowiedzi mnie zaskoczyła: żyłem jako osoba nienawrócona, „zaliczająca” przykładnie sakramenty i religię, ale wybitnie letnia przez 19 lat do momentu świadomego nawrócenia w 2001 roku. I pewnie można bez Boga żyć, ale co to za życie…wtedy właśnie dotarło do mnie w trakcie sobotniej Eucharystii słowo z Ewangelii św. Jana:
„Jedno wiem. Byłem niewidomy, a teraz widzę”
I nie mogę się tym nie dzielić. Spotkanie i rozmowy na polu były dla mnie potwierdzeniem, że przede mną bardzo dużo pracy, ale były też konkretnym wezwaniem do pracy. Robotników wciąż mało…bardzo mocno dotknęło mnie kazanie ks. Artura Godnarskiego i słowa wypowiedziane przez niego w niedzielę, które były dla mnie niejako klamrą dla tegorocznego Przystanku Jezus. Entuzjazm, trwanie przy Jezusie, piękny śpiew i formacja, tysiące rekolekcji i modlitw o uzdrowienie i uwolnienie to ogromnie ważne elementy wzrastania we wspólnocie, ale czy nie jestem czasem jak uczniowie w ewangelicznej przypowieści, którzy posiadając w swoich dłoniach wiele…odpowiadają:
Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb (Mt 14)
i boję się dzielić tym, co mam…uciekając znowu w bezpieczne, niewidoczne miejsce i czekając, aż będę miał do podziału więcej. I uciekam, by nie dawać, a znowu brać, czerpać i się posilać, nie dając jeść innym. Ksiądz Artur zadał też kolejne pytanie, które pracuje we mnie do dziś. A może chcesz karmić ludzi na siłę, „wciskając” im Chrystusa za wszelkę cenę? Za te słowa napomnienia mocno dziękuję. Dziękuję też za moją wspólnotę z Berlina – za ludzi, którzy pozwalają mi odkrywać swoją wiarę i niewiarę, ale robię to tylko w dobrej wierze. Za wszystkie osoby z innych wspólnot, które nawet nie wiedzą, jak swoim świadectwem stały się narzędziem w rękach Pana Boga. Dziękuję za wszystkich woodstockowiczów spotkanych na przystanku, za Grzegorza, Tobiaszka, Pszczołę, Marka i Klaudię, świadectwo Marcina i innych…wierząc, że ziarno zostało zasiane i sługa nieużyteczny może odejść. Dziekuję za możliwość sobie fundamentalnych pytań dotyczących wiary…za odpowiedź na pytanie, czy i dlaczego ewangelizuję? I za silne przekonanie, że mam się z Wami tym wszystkim podzielić…
Chwała Panu!